- Muszę? - jęknęłam lekko przekręcając głowę na prawy bok.
- Tak. Musisz. To jeden ze znanych wokalistów na świecie. Tylko pójdź i zobacz - odpowiedział mój ojciec, siadając obok mnie na sofie.
Westchnęłam zaczesując dłonią kosmyk włosów za ucho, by lepiej dostrzec wyraz twarzy mojego taty. Nie był zadowolony, jak wtedy gdy przyszłam wstawiona tak bardzo, że aż nie pamiętałam swojego nazwiska. Cóż, koleżanka miała osiemnastkę i niby miałam przegapić taki melanż?
- Powiedziałaś, że mi pomożesz - powiedział nagle tata, przerywając moje przemyślenia. Patrzył na mnie wyczekująco. Intensywność jego spojrzenia powoli zaczynała robić się irytująca, więc odwróciłam wzrok.
- Chcę żebyś tam tylko poszła i oceniła - znów spojrzałam na tatę.
- Chcesz żebym oceniła, tak? Jest to zadufany w sobie dupek, który myśli, że jak założy rurki to jest fajny. Starczy? - usta mojego tata złączyły się w wąską linię. Westchnął, po czym odpowiedział.
- Lorey, wiesz przecież, że jest to dla mnie ważne- podniosłam się z sofy, jednocześnie biorąc kubek, który stał na ławie.
- Skoro jest, aż tak ważne to sam pójdź - odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku kuchni.
- Lorey Brooke Collins, jeszcze nie skończyłem - przewróciłam oczami, co pewnie nie zobaczył i odkręciłam się.
- Pójdziesz na ten koncert i nie obchodzi mnie, czy tego chcesz, czy nie. Rozumiesz mnie? - wstał z sofy i zerknął na zegarek, który zawsze nosi na prawym nadgarstku. Przewróciłam oczami.
- Rozumiem - odparłam krótko.
- I nie przewracaj na mnie oczami tylko się szykuj bo za trzy godziny się zaczyna - dodał tata unosząc palec do góry.
- Oczywiście. O niczym innym nie marzę - powiedziałam sarkastycznie i nie czekając na odpowiedź, weszłam do kuchni.
~*~
- Ej, co ty taka dziwna jesteś? - spytał Mike i dźgnął mnie. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Mike jest moim przyjacielem i Lucy. Taki tam nasz gey friend. Ale ćśś...
- Myślę o tym koncercie - odparłam biorąc łyk mojej kawy.
- Jakim koncercie!? - krzyknęła Lucy, a wszyscy ze Starbucksa spojrzeli się na nas. Kopnęłam ją w łydkę pod stołem.
- Auć – syknęła jednocześnie próbując zabić mnie wzrokiem. Zaśmiałam się, po czym odpowiedziałam.
- Fajnie wiedzieć, że mnie słuchasz. Mówiłam Ci już wcześniej, że tata każe mi iść na koncert jakiejś " gwiazdeczki " - Lucy posłała mi spojrzenie 'wtf?'.
- Nie może jakiś jego pracownik pójść? – spytał Mike
- Nie. Oni się nie znają i mój tata stwierdził, że ja lepiej wiem co się może spodobać nastolatką w moim wieku – odpowiedziałam, po czym przewróciłam oczami.
– A kogo to koncert? - zapytała Lucy i zrobiła takie słodkie oczy.
- Jakiegoś tam chłopaka - machnęłam lekceważąco ręką.
- Nie wiesz na kogo koncert idziesz? - spytała rozbawionym głosem.
- Nie pamiętam jak miał na imię, no - jęknęłam, na co przyjaciele się zaśmiali. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu oznaczający, że dostałam nową wiadomość. Przejechałam palcem po mojej nowiutkiej noki i odczytałam sms'a.
"Przypominam Ci, że za godzinne zaczyna się koncert. Będę musiał zostać dłużej w pracy, więc nie pójdziemy jutro do Zoo. Tata. "
Jęknęłam, gdy przeczytałam pierwsze zdanie. Musi mi ciągle o tym przypominać? Tak, na pewno dłużej w pracy, wcale nie jedzie do swojej kochanki. Zawsze chciałam iść do Zoo i mój tata powiedział, że mnie zabierze w sobotę. Jutro jest sobota. Wiem, że jestem dziwna, ale ja chce iść do Zoo, no. Tak, tak jestem rozpieszczona. Schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam się na przyjaciół.
- Ja muszę już iść. Za godzinne zaczyna się ten koncert- przewróciłam oczami- To co idzie ktoś ze mną?
Przyjaciele w tym samym momencie wskazali na siebie. Prychnęłam i wstałam z miejsca.
- Nie lubię was - pokazałam im język i ruszyłam w kierunku wyjścia. Usłyszałam za plecami " My ciebie też kochamy". Ignorując tą wypowiedź, pchnęłam drzwi i po chwili uderzyły we mnie promienie słoneczne. Skierowałam się w stronę metra, wcześniej ogarniając plan jak przekonać Kelsey żeby ze mną poszła. Kelsey to także moja przyjaciółka i siostra Lucy. Jest blondynką o mocno zielonych tęczówkach. Jej zawsze proste włosy sięgają do ramion. Nie ma żadnego przedziałka, czy tam sweet grzyweczki. Sięgnęłam do kieszeni po mój telefon i wybrałam numer przyjaciółki.
- Hej, laska! - usłyszałam jej słodki głos, którego tak nienawidzi.
- Cześć. Przyjdź za 30 minut pod mój dom
- Hym? po co?
- Jedziemy na koncert
- Jaki koncert? O czym ty mówisz? - zaśmiałam się.
- Na koncert pewnego piosenkarza. Oj, zobaczysz
- A przystojnego? - przewróciłam oczami, chodź mogłam się domyśleć, że to będzie jej najważniejsze pytanie.
- Oczywiście
- To do zobaczenia
- Pa - rozłączyłam się. Kelsey nienawidzi pop’u i rapu. Chyba nie będzie zła, prawda?
~*~
- Długo jeszcze? - jęknęła przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą.
- Tak. Kelsey, strasznie marudzisz - z ust dziewczyny wydobyło się ciche prychnięcie.
- Stoimy w tej kolejce już z kilka godzin - znów zaczyna.
- 5 minut - odparłam z rozbawieniem.
- Ale jesteś córką znanego i szanowanego założyciela wytwórni muzycznej i powinni Cię bez kolejki wpuścić - przewróciłam oczami. Nie lubię, gdy o tym mówi. Przecież to, że mój ojciec jest znany nie oznacza, że mam być jakoś specjalnie traktowana.
- To powiedz to tym dziewczynom - wskazałam na grupkę dziewczyn przed nami.
- One przynajmniej są normalne, a nie jak tamte - przyjaciółka wskazała na grupkę dziewczyn stojących przy plakacie. Jedna z nich całowała i to dosłownie plakat, a druga robiła zdjęcie. Pozostałe natomiast pozowały obok niej. Serrio? To ma być niby normalne? Po 20 minutach słuchania marudzenia Kelsey i tego, że mnie uszkodzi za to, że zabrałam ją na koncert jakiejś "gwiazdeczki", wreszcie weszłyśmy do środka. Zajęłyśmy wyznaczone miejsca i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu znajomych twarzy. Ale wszędzie siedziała nieznane mi dziewczyny i patrzyły jakoś dziwnie. Pewnie dlatego, że na koszulkach miały zdjęcie swojego bóstwa, a ja i Kelsey nie. Nagle na ekranie pojawiły się białe cyfry i zaczęło się odliczanie. Otaczające mnie dziewczyny z sekundy na sekundę piszczały coraz głośnie. Gdy skończyło się odliczanie, zgasło światło. Nagle pojawił się cień jakby jakiegoś ptaka. Usłyszałam pisk nastolatek w moim wieku, a nawet młodszych i "coś" wzniosło się do góry. Po chwili zapaliło się światło, a po ekranach zaczął przelatywać chłopak ze skrzydłami. Po kilku sekundach wybuchły ognie i ekrany zaczęły się rozsuwać, a zza nich wyleciał chłopak, na skrzydłach zrobionych z prawdziwych instrumentów. Stanął na scenie, a dwóch jak się domyślam tancerzy odpięło mu skrzydła. Chłopak krzyknął 'Let's go!' i już po chwili w głośnikach rozbrzmiała muzyka, a blondyn zaczął śpiewać pierwsze słowa: " You're beautiful, beautiful, you schould know it".
~*~
Od jakiś 30 minut słuchamy kolejnych piosenek i pisków dziewczyn. Coś czuje, że jutro będzie mnie boleć głowa. Muszę przyznać, że ma nawet ładny głos. Przyjemnie się go słucha. Przy niektórych słowach słychać charakterystyczną chrypkę, która sprawia, że piosenkę jeszcze przyjemniej się słucha.
- Chcesz zostać OLLG? - zapytała nagle jakaś kobieta, moją przyjaciółkę. Kelsey podniosła dłonie do ust-widziałam w jej oczach szczęście mieszane z czymś czego nie umiem określić.
- Bardzo bym chciała ale.. ale nie. Proszę wziąć ją -skierowała swój palec wskazujący na mnie.
- Co? - sapnęłam.
- No dobrze, to chodźmy - kobieta wzięła mnie pod rękę i zaczęła ciągnąc w stronę sceny.
- O co chodzi? Gdzie mnie pani zabiera? - dopytywałam.
- Oj kobieto..- zaczęła, po czym wytłumaczyła mi kto to jest OLLG i gdzie idziemy.
- Co robicie? – spytałam, gdy dwoje tancerzy złapało mnie za dłonie ciągnąc na scenę. Odpowiedzi jak zawsze nie uzyskałam. Ale za to stałam teraz na środku wielkiej sceny przed tysiącami osób. Co mam robić? Spojrzałam zdezorientowana na tancerzy, którzy chyba załapali, że nie wiem co mam robić, więc podprowadzili mnie do "tronu" zrobionego z głośników. Po chwili nie czułam już rąk i stałam sama rozglądając się i szukając czyjejś pomocy. Wtedy go zobaczyłam- bożyszcze wielu nastolatek szło do mnie tanecznym krokiem. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy złapał moją dłoń i usadził na tronie. Usłyszałam pisk-głośniejszy i dłuższy-gdy chłopak przejechał dłonią po moim policzku. Zdziwiłam się na mój odruch- ujęłam jego dłoń i w pewnym sensie złączyłam nasze palce. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko, po czym przylegając do mnie ciałem-zrobiło się tak jakoś nagle gorąco- chwycił rzecz leżącą za mną i nałożył mi ją na głowę. Jak się okazało "tajemniczą" rzeczą był wianek z fioletową wstążką. Do końca piosenki wpatrywałam się w jego czekoladowe oczy, a później tak po prostu zostałam wyprowadzona ze sceny.
- Mogę już iść? -zapytałam kobiety, która mnie tu przyprowadziła.
- Niestety nie. Nasza gwiazda -wskazała na scenę za sobą – poprosiła, abyś jeszcze chwile została - kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i zsuwając się po ścianie, w końcu usiadłam na podłodze.
- Dziękuje Nowy Jorku! - usłyszałam i po chwili ujrzałam Go schodzącego ze sceny. Wstałam z podłogi otrzepując getry z niewidzialnego pyłu, po czym nieśmiało podeszłam do chłopaka pijącego wodę.
- Podobno prosiłeś, abym została jeszcze chwilkę.. czego chcesz? - zapytałam. On uśmiechnął się odkładając pustą butelkę po wodzie i odpowiedział wymijająco: -Jestem Justin.. Justin Bieber
~*~
Mamy nadzieje że rozdział się podoba:)
Następny powinien się pojawić za 2 dni:)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ=ROZDZIAŁY SZYBCIEJ!
Genialne *-*
OdpowiedzUsuńhttp://peoplechange-jbff.blogspot.com/?m=1
Ajshhjhsjxvvisdjsd to jest takie jvdidhv. I LOVE IT <3 pisz dalej xoxo
OdpowiedzUsuńRozdział świetny <3 / @monikapxo
OdpowiedzUsuńzapowiada sie swietnie 👌
OdpowiedzUsuńFajne
OdpowiedzUsuńBooskie to *-*
OdpowiedzUsuńBoskie :D
OdpowiedzUsuńGenialny <3
OdpowiedzUsuńSuperr :)
OdpowiedzUsuńsiuuuuuperrrr :*
OdpowiedzUsuń