czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 4

LUKNIJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM

-Brooklyn Lorey Collins-obudził mnie ryk mojego taty. Oj, zaczął od mojego drugiego imienia.. Będzie słabo..
Strurlałam sie z mojego wygodnego łóżeczka i zakładając miękkie kapciuszki wyszłam z pokoju. Schodek jeden, schodek drugi jeszcze sześć i będę na dole. Tylko nie spaść.
Gdy już bezpiecznie zeszłam na sam dół, skręciłam do salonu gdzie czekał na mnie (wkurzony, w nawiasie mówiąc) ojciec.
-Cześć tatko-zaszczebiotałam.
-Nie tatkuj mi tutaj Lorey! Chce wiedzieć dlaczego jesteś w domu jeżeli twoje lekcje zaczęły się już godzine i pół temu?!-krzyknął.
Mój tata to nawet przystojny jest, ciekawe dlaczego nie ma żadnej kobiety... ale zaraz, może ją ma ale boi mi się o tym powiedzieć?  Ciekawe czy ja będę bała jak będę mu przedstawiać swojego chłopaka.. Ale zaaaaaraz, On coś do mnie mówił! Trzeba odpowiedzieć!
-Nie wiem-odrzekłam razem z moim brzuchem który domagał się jedzenia- O! Widzisz? Bobteż nie wie! Bob potrzebuje jedzenia!-wstałam z kanapy i zaczęłam iść w strone kuchni.
-Kto to Bob?-tata był wyraźnie zdziwiony, a ja zadowolona że udało mi sie zmienić temat.
-Bob to mój brzuch! A ty nigdy nie nazywałeś swojego wieeeeeeelkiego brzucha?-zapytałam gryząc jabłko- znaczy ten! Nie mówie że gruby jesteś ale zasadą "najpierw masa, później rzeźba" to ty sie napewno kierujesz.. -podeszłam do niego i dokończyłam:
-Ale to później musi nastąpić-poklepałam go po ramieniu i pobiegłam do swojego pokoju.
~*~
-Wychodze!-krzyknęłam. Naciągnęłam na głowe full capa z napisem "$WAG" i wyszłam z domu.
Pomimo tego że na uszykowanie miałam 30 minut nie wyglądam jakoś źle. Wcisnęłam na siebie czarną bluze bez nadruku i getry w panterke, na nogi wcisnęłam czarne krótkie Conversy i ruszyłam w (nieciekawy bo do szkoły) świat.
Drep, drep,drep,drep. Szyba.
Rozejrzałam się dookoła by zobaczyć czy nikt nie zobaczył mojego bliskiego zajścia z szybą i usłyszałam śmiech. Śmiech Mike.
-Nie śmiej sie ze mnie-krzyknęłam i tupnęłam nogą co jeszcze bardziej rozbawiło mojego przyjaciela. 
-Nooo przestań! Nooo!-podbiegłam do niego i zaczęłam go ciągnąć za skórzaną kurtkę.
-A dlaczego miał bym przestać?-złapał mnie za ramiona żebym na niego nie skakała.
-Bo sie kochamy? I nie powinienneś się śmiać ze mnie!-przytuliłam go do siebie i zaczęłam udawać że płacze.
-No, dobra już nie udawaj.. nie będę śmiać-powiedział głaszcząc mnie po głowie.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie..-przytuliłam się do niego jeszcze bardziej, tak że moja głowa znajdowała się pod jego pachą. Byłam ciekawa co jeszcze wczoraj robiłam..
-Jeżeli chodzi Ci o to czy Cie kocham uczuciowo to jak najbardziej, a jeżeli chodzi Ci o to czy my sie kochaliśmy wczoraj to nie-powiedział a mi kamień z serca spadł.
-Jejku, to dobrze..-westchnęłam-znaczy nie że ten.. no wiesz.. że bym nie chciała..-dodałam bez namysłu.
-A chciała byś?-spojrzałam na niego a na jego twarzy pojawił się łobuzierski uśmiech. Jak ja uwielbiam jak on sie uśmiecha..
-Mhm-mruknęłam po czym spaliłam buraka.
-A.. jak bardzo chcesz?-zaśmiał sie.
Co ja mam mu odpowiedzieć? Nie to że mam chcice ale chce stracić swoje dziewictwo z osobą do której mam zaufanie i którą kocham. A taką osobą jest Mike.
-Ojeeeeej, jaka słodzizna!-krzyknęła Kels a gdy sie odwróciłam Lucy zrobiła nam zdjęcie.Wtuliłam sie spowrotem w Mika. Chłopak nachylił sie nad moim uchem i szepną do niego:
-One nie muszą wiedzieć.. nic nie pamiętają.. a ja i tak Cię kocham..-powiedział tylko do mnie po czym ucałował mój płatek ucha.
~*~
- Ej laski bo Mike zabiera nas dziś w jakieś tajemnicze miejsce - zaczęłam, gdy wyszłyśmy ze szkoły.
- Co to za miejsce? - spytała Lucy. *Faceplam*
- A mówią ci coś słowa 'tajemnicze miejsce'? - brunetka prychnęła pod nosem, co zignorowałam. Sięgnęłam do torby po okulary przeciwsłoneczne i założyłam je na nos, po czym wyprzedziłam dziewczyny, by rozglądnąć się za znajomym samochodem. No gdzie on.. uhmm.. jest! Odkręciłam się i prawie bym zderzyła się z Kelsey.
- Mogłabyś uważać? - spytałam przeczesując dłonią włosy.
- A ty przestać gwiazdorzyć?! Wiesz, że nie jesteś najważniejsza na tym świecie?! - krzyknęła Kels, co przykuło uwagę niektórych znajomych.
- To, że twój ojciec jest bogaty nie znaczy, że będziesz nami rządzić - wtrąciła Lucy, na co wywróciłam oczami. Takie pogawędki to norma.
- No sorka dziewczyny, a teraz lecę bo Mike czeka - nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź ruszyłam w kierunku audi.
- Jak coś to się zdzwonimy! - rzuciłam i wskoczyłam do samochodu, rzucając przy tym trobę na tylnie siedzenia.
- Hej - mruknęłam, po czym zapięłam pasy.
- Cześć. To co jedziemy?
- Jasne - odparłam, a szatyn z piskiem opon opuścił teren szkoły.
-Jebany korek -mruknęłam spoglądając w lusterko.
-Nie bulwersuj sie- powiedział Mike przez co wyjechałam błyszczykiem za kontur moich ust.
-Mam sie nie bulwersować? Jak przeszkadza Ci to co mówie to moge wysiąść i wracać do domu na pieszo-stwierdziłam po czym wysiadłam z audicy. Ruszyłam w strone domu nie odrwacając się w strone chłopaka który nawoływał z samochodu bym wróciła.
-Lorey, prosze.. wrócisz do samochodu?-spytał na co pokazałam mu środkowy palec.
-Jezu, jeszcze troszeczke, 100metrów i będę w domu..-powiedziałam sama do siebie, zupełnie jak GPS.
Wyszłam zza rogu i moje oczy na moje nieszczęście zobaczyły Mika opierającego sie o swoje auto..
-A ty tu po co ?-zapytałam podchodząc do niego.
-Ponieważ, wiem że źle Ci z tym że wyszłaś z mojego samochodu-stwierdził. Wyśmiałam go.
-Oj no przestań..-powiedział po czym przyciągnął mnie do siebie- prosze?
Odwróciłam głowe w prawo nie ustępując. Chłopak złapał mój podbrudek i delikatnie odwrócił go w swoją strone.
-Lorey, popatrz na mnie.. przecież wiesz że uwielbiam jak sie bulwersujesz, jak udajesz tą pieprzoną gwiazde myślącą tylko o sobie, jak na mnie krzyczysz a później całujesz..
-Fajnie, coś jeszcze?-burknęłam. Nie powiem że mu nie wybaczam bo już to zrobiłam ale nie w 100% i mam cichą nadzieje że tak zostanie dopóki mnie nie pocałuje. Jejku, jak ten chłopak na mnie głupio działa.
Mike uśmiechnął się łobuziersko-tak jak najbardziej lubie- i położył dłonie na mojej pupie.
-Wiem że mnie uwielbiasz-szepnęłam po czym poczułam delikatne wargi Mika na moich.
Droczyłam sie z nim dając mu pojedyńcze buziaki. Wkurzyło go to a poznałam to po tym że moje pośladki nagle zapiekły, moje usta otworzyły się do pisku co Mike sprytnie wykorzystał wsadzając swój megaśny jęzor do mojej buzi.
Nie to żeby mi to nie pasowało..
Odwzajemniłam pocałunek przysuwając się bliżej niego.
-Ojej, jakie słodziutkie.. uwaga bo zaraz zwymiotuje!-usłyszałam. Oderwałam sie od Mika po czym spojrzałam w strone usłyszanego głosu.
-Bieber.. a Ciebie kto tu zapraszał? Wogóle kto interesuje się tym że będzisz wymiotować.. nie musisz informować wszystkich o tym co robi takie gówno jak ty-powiedziałam odwracając się do niego tak że teraz moim lewym ramieniem opierałam sie o klatkę piersiową Mika.
- Och, dobrze, że inni ludzie interesują się takim beztalenciem jak ty! - odparł sarkastycznie, na co posłałam mu jedno z moich morderczych spojrzeń. - Co zrobiłaś, żeby zwrócił na ciebie uwagę? Ile mu zapłaciłaś, hm? A może się sprzedałaś? Co jest bardzo prawdopodobne..
-Jeszcze jedno słowo a ci przypierdole!-krzyknął Mike. Położyłam dłoń na jego piersi na znak że sobie poradze.
-I co ? Twój chłoptaś Cie nie obroni?-zadrwił Justin.
-Po pierwsze to nie mój chłopak i nie będę ci się tłumaczyć a po drugie wypierdalaj stąd bo nikt cie tu nie zapraszał.
-O! a tu cie zaskocze.. twój tata chce się ze mną spotkać i..
-oh witaj Lorey-podał mi rękę Braun jak pamiętam menedżer tego idioty-chlopcze-przywitał się z Mikem- czy twój tata jest w domu? idziesz z nami na górę?
-Tak Scott tata jest na górze-uśmiechnęłam się po czym dodałam przytulając się do Mike'a - Ja zaraz przyjde do domu tylko pożegnam się z Mikim.
Mężczyzna uśmiechnął się i że zrozumieniem kiwnął głową.
Po chwili odwrócili się i poszli w kierunku wejścia.
-Chyba czegoś nie dokończyliśmy..-szepnęłam do Mike po czym przyciągnęłam go za kurtkę do siebie i przywarłam do jego ust. Jezu jak on świetnie całuje. 
-Dlaczego marnujesz się na chłopaków?-zapytałam gdy (niestety) oderwałam się od niego. Chłopak zaśmiał się po czym całując mnie pożegnał się i obiecał że będzie po mnie o 20:30 .
~*~
Ostatni raz spojrzałam w lustro i zobaczyłam swoje odbicie; szare szorty z wysokim stanem do tego biała koszulka nad brzuch zakończona frędzelkami i szare Vansy. Włosy zostawiłam rozpuszczone i wyprostowane.
Zeszłam na dół i niestety wpadłam na tego dupka.
-Uważaj jak chodzisz idioto-burknęłam i obojętnie przeszłam obok niego. Justin tylko prychnął i podążył do salonu. Weszałm do kuchni wziąć jeszcze gumy do żucia i podążyłam do wyjścia.
-Wychodzę! -krzyknęłam na co usłyszałam że mam się wrócić.
-Co znów? -zapytałam wchodząc do pomieszczenia gdzie siedział mój ojciec, Scott i Justin.
-przepraszam was -zwrócił się do nich po czym dodał do mnie - gdzie się wybierasz młoda panno?
-hm, zazwyczaj o tej godzinie wychodzi się na imprezy..
-Lorey jest środek tygodnia!
-Jezu! ale ty jesteś spostrzegawczy!-krzyknęłam i odwrociłam się do wyjścia-nie wrócę późno góra 5 a jeżeli wogóle nie wrócę to znajdziesz mnie na kacu w jakimś szpitalu -stwierdziłam i wyszłam z domu.
~*~
Wysiadłam z czarnej TT-tki Mike i królewskim krokiem ruszyłam w storne jak to nazwał Mike "Da Vinci". -Chłopak po prawej Cie obczaja Lo, stoją we dwójke i oboje to robią-pisnęła Lucy do mojego ucha.
-Lucy, to ja powinnam być szczęśliwa a nie ty-mruknęłam obojętnie na co Mike i Kelsey zaczeli się śmiać.
-Ale sorki Lorey, jeden z nich jest mój..-powiedział Mike i potruchtał w strone dwójki chłopaków.
Spojrzałam na dziewczyny wzrokiem "czy-wy-też-to-słyszałyście" na co dziewczyny przytaknęły.  Szybkim lecz dumnym krokiem podeszłyśmy do grupki chłopaków po czym każda z nas się przedstawiła.
-Lorey-powiedziałam całując jak się dowiedziałam policzek Jaya, czynność powtórzyłam z Austinem.
Po kilku minutach rozmowy postanowiliśmy wejść do klubu. Zupełnie nie zrozumiałam tego że na obrzeżach miasta pomiędzy tymi wszystkimi magazynami może być klub. Usiadłam koło baru zamawiając drinka do którego w pakiecie dostałam bardzo przystojnego faceta.
-Lorey-ucałowałam jego polik.
-Bardzo ładne imię słonko.. ja jestem Jame..
-O Lorey znalazłem Cię nareszcie! chodź zatańczyć-usłyszałam Jaya po czym znalazłam się na parkiecie. Nie powiem że mi przeszkadzało jak każda dziewczyna patrzyła jak "wychaczam" najprzystojniejszego faceta w klubie..
-Ej Aus, nie bądź zły jak ci zabiore tego przystojniaka na parkiet.. później przejme ciebie -puściłam mu oczko na co chłopak się zaśmiał. Spędziłam w tym klubie prawie 4 godziny i nie mogę powiedzieć że się świetnie nie bawie bo było by to kłamstwo.. tak samo jak to że wypiłam już kilka drinków.. no może kilkanaście.. zmienię może temat;
Obróciłam się do Mika tyłem przez co po chwili poczułam na biodrach jego dłonie. Kołysałam się na prawo i lewo co powodowało ocieranie się o jego krocze.
-Lorey, to że jestem gejem nie przeszkadza mi w tym aby wziąć cie tu i teraz-mruknął mi do ucha przez co zaczęłam robić to intensywnej. Oczywiście tylko dlatego by go wkurzyć..
W pewnym momencie byliśmy pod ścianą.  Opierałam się o ścianę przyciągając do siebie Mika, napierałam na niego ustami przy czym ciągnęłam go za końcówki włosów.  Odwróciliśmy się tak że teraz on był oparty o ścianę. Można powiedzieć że prawie pieprzyliśmy się przez ubrania.
-Kiedyś Cie przelece-sapnął Mike na co się zaśmiałam, złapałam go za rękę i poszliśmy do stolika.
-O widzę że te dziwki znów się przyczepiły Jay.. wypierdalć dziewczynki, nie widzicie że on się wami nie interesuje? -powiedziałam do jakichś dwóch pustych blondynek. Tworzywo sztuczne jedynie prychnęło i odeszło.
-cześć Jay - powiedziałam spadając mu na kolanach i biorąc łyka jego piwa.
-Ej! Ja mam pomysł! Zróbmy zakład!-krzyknęła Lucy na co każdy że stolika na nią spojrzał.
-produkuj się dalej siostrzyczko-mruknęła Kelsey popijając alkohol przez czarną słomkę.
-No więc zakład polega na tym że dzielimy się na drużyny dziewczyny z dziewczynami i chłopcy z chłopcami po czym przez 10 minut musimy zebrać na kartkach jak najwięcej numerów telefonu płci przeciwnej i pocałować 3 osoby tej samej płci.. oczywiście każdy z drużyny po 3 i nie można całować się nawzajem-wyjaśniła Lucy.
-A nagrody? -zapytałam.
-Trzy kolejki lizanych shotów- stwierdziła Lucy.
-Ale to takie jak w Projekcie X?-zapytała Kels na co każdy się zaśmiał.
~*~
-10.. 9.. 8.. 7.. 6.. 5.. 4.. 3.. 2.. 1!!-odezwał się DJ przez mikrofon- mam zaszczyt ogłosić że w tym starciu tytanów wygrały dziewczyny!-krzyczał głos z głośników.
-Mówiłam że wygramy -zaśmiałam się do dziewczyn po czym zwróciłam  się do chłopaków - panowie .. kasa już uszykowana?


~*~

Cześć.Wróciłam tutaj po 10 dniowej przerwie, za którą Was przepraszam. Bardzo. Niestety dwa dni temu pochowałam jedną z najważniejszych osób dla mnie i jest mi nadal strasznie przykro, próbuję poukładać sobie wszystko i myślę że daje radę. Rozdział 5 to kompletna klapa:) nic jeszcze nie jest napisane XDD Dzisiaj zarywam chyba nockę, może coś skrobnę:))


Mam nadzieje że rozdział się spodobał!


CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ=ROZDZIAŁY SZYBCIEJ!



wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 3

-Jak tam idzie Ci praca z piosenką? I w ogóle w studiu?- zapytała Lucy wychodząc z łazienki.
- Hmm, nie no dobrze chociaż wczoraj.. ej może zamówimy pizze? - szybko zmieniłam temat, nie chciałam im opowiadać o tym co wczoraj zaszło..
 -Co wczoraj się stało?- spytała razem z Kels. Spojrzałam na nie błagalnym wzrokiem, ale one nie dały za wygraną. Musiałam im wszystko opowiedzieć..

Odwróciłam się szybko w stronę chłopaka, z którym śpiewałam i po prostu zwaliło mnie z nóg. To co powiedział tata było zaskakujące, lecz gdy moje oczy ujrzały Justina, odpowiedziałam od razu: 
-Nie! -Znaczy zastanowię się -dodałam, jak zobaczyłam mine mojego taty.
- Idę się napić czegoś w barze 
Wyszłam z pomieszczenia, ruszając w stronę wind. Weszłam do windy i wcisnęłam 4 piętro, wjeżdżając słuchałam tej głupiej monotonnej muzyki. Wyszłam z windy i zanim się spostrzegłam siedziałam już przy stoliku trzymając w dłoni sok pomarańczowy. 
- Dlaczego przede mną uciekasz?- zapytał Justin siadając naprzeciwko mnie. Ugh. 
- Dlaczego tu za mną przyszedłeś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
- Dlaczego mi nie odpowiesz Lorey? - nie myślałam, że on zapamięta moje imię, zdziwiłam się. I to bardzo.
 -Ha! Ja przed tobą nie uciekam! śmieszne! - wstałam z krzesła i chciałam odejść, ale chłopak złapał mnie za łokieć i odwrócił w swoją stronę. 
- Puść mnie - warknęłam i wyrwałam się z jego uścisku.
- I nie rób tak nigdy więcej - patrzyłam się ze złością na blondyna, a on tylko się uśmiechał. Dupek. 
- Bo co? - zakpił.
- Nie będziesz mi rozkazywać, bo nie jesteś kimś ważnym - syknął po chwili. 
- Mhm, rozumiem za to, że ty jesteś? - zapytałam retorycznie
- Wiesz kim jesteś? Jesteś zadufanym w sobie kretynem, który nie myśli o innych tylko osobie! Nie jesteś najważniejszy, a jesteś najgorszy! Rozpieszczony dzieciak, któremu kasa strzeliła do głowy! Podobno zależy Ci na swoich fanach ? A tak na serio zbijasz na nich worki pieniędzy! WORKI PIEPRZONYCH PIENIĘDZY! - krzyknęłam i pokierowałam się w stronę wyjścia, lecz po chwili odwróciłam się i dodałam:
 - Jesteś nic nie wart...

-Noo to ostro, ale może zgódź się na tą piosenkę - odpowiedziała Kels ze wzrokiem "I-tak-wiem-że-się-zgodzisz". 
-To może być dla Ciebie duża szansa - dodała Lucy. Spojrzałam na nie spode łba i dziewczyny skończyły od razu temat. Wstałam z łóżka, po czym poszłam do łazienki. Podeszłam do umywali i nakładając na różową szczoteczkę do zębów pastę, umyłam je. Wyszłam z łazienki, przeczesując dłonią włosy. Dziewczyny siedziały naprzeciwko siebie i zawzięcie dyskutowały na mój temat.. no i oczywiście na temat tego pajaca.
- Możecie przestać? - jęknęłam i dziewczyny pokiwały zgodnie głową.
- To jak z tą pizzą? -zapytała Kels przy czym przerwała niezręczną ciesze zaistniałą pomiędzy nami.
- No nic, już po nią dzwonie - zaśmiałam się i wybrałam numer do pizzeri.

-Dwie duże z serem, poproszę 39 dolarów - odezwał się monotonnie sprzedawca pizzy w śmiesznej czapce. Chłopak podniósł wzrok i o mało co oczy mu z orbit nie wypadły.
 -Jezuu.. nigdy nie widziałeś dziewczyny w różowej piżamie w żyrafy?- zapytałam, jakby odpowiedź była oczywista.
- Dobra, wiem, że moja przyjaciółka jest śliczna, ale idź już - przegoniła go Lucy. Jakby nie patrzeć to my we trzy jesteśmy dziwne, no bo kto normalny na nocowankach przebiera się w piżamy żyrafy, tygryski i zebry ?
~*~
- Nie! Nie! I jeszcze raz nie! - krzyczałam wychodząc z sklepu, a za mną szły moje przyjaciółki. 
- To jest dla ciebie wielka szansa - powiedział Kelsey wyrównując ze mną tempo. 
- Na popełnienie samobójstwa? - spytałam unosząc brew, na co przyjaciółka wywróciła oczami. 
- Czemu ty jesteś taka uprzedzona do niego? - odezwała się tym razem Lucy doganiając nas.
 - Bo jest idiotą? - zatrzymałam się przed wystawą sklepu z szyldem 'H&M', a razem ze mną dziewczyny. 
- Za którym szaleje większość nastolatek - wtrąciła Kelsey. 
 - I tak jest idiotą - mruknęłam wchodząc do sklepu. 
- Jesteś dziwna - podsumowałam Lucy, a ja wywróciłam oczami. 
- Oh, no dzięki. Możemy pogadać o czymś innym? - spytałam przesuwając wieszaki w poszukiwaniu czegoś na karaoke, na które mam iść dziś z dziewczynami. Nie wiem, jak im się udało mnie na to na mówić. W każdym razie poprawia mi humor myśl, że będą jacyś przystojniacy. 
- O Mick'u? - zasugerowała Kelsy. 
- Powiedziałam 'czymś' - podkreśliłam ostatnie słowo. 
- Słodko razem wyglądaliście - pisnęła Lucy, uśmiechając się szeroko.  Co ona ma z tym piszczeniem? 
- Przecież wiecie, że nie jestem w jego typie, a on w moim - odparłam kierując się z przyjaciółkami w kierunku wyjścia. 
- No i? Nie jesteśmy głupie, widzimy, że szalejecie za sobą - wyznała Kelsy, a ja posłałam jej spojrzenie 'wtf?.' 
- Mam was dość - mruknęłam wyprzedzając je. 
- Tak, tak. Też ciebie kochamy! - usłyszałam za sobą głos Kelsey.
To nie jest sarkazm, co nie?   
~*~
-Siemanko ludziska! Widzę, że jest was sporo, więc zaczynamy zabawę! Jak zawsze na imprezach u mnie zaczynamy wszystko karaoke! -krzyknęła Mandy. Ludzie, wiwatowali i bili brawo, imprezy u Mandy są fajne, ale trochę dziwnie śpiewać i to nie po pijaku.. Ale z drugiej strony wygranie Jack'a Daniels'a jest całkiem spoko.
- Lo, idziesz dziś śpiewać! - krzyknęła Kels. Nie zdziwił mnie fakt, że miałam iść śpiewać, bardziej to jak mnie nazwała..
- Lo ? - zapytałam.
- Ah! No tak, ostatnio myślałyśmy, jak możemy Cię nazywać inaczej i wyszło Lo lub Lora, ale wiemy że babcia mówi do Ciebie Lora i tego nie lubisz.. - wyjaśniła szybko Lucy.
- No rozumiem.. dobra! Mniejsza! Idziemy wygrać Jack'a!
- Oh Mandy! -krzyknęłam i ucałowałam dziewczynę w oba poliki.
- Lorey kochana! Co u Ciebie? Śpiewasz? - zapytała dziewczyna posyłając mi sztuczny uśmiech.
- Tak, śpiewam..-rzuciłam beznamiętnie, ale po chwili dodałam -Lecę dalej bo ludzie mnie oczekują..
-No leć, później się spotkamy - przytuliłam ją i ominęłam.
-Jejku, jak ja jej nie lubię..
-To po co z nią rozmawiasz?
-Żebym nie wyszła na głupią sukę? - zapytałam, jakby to było oczywiste. Przeszłam jeszcze kilka metrów i stałam już pod małą sceną zbudowaną specjalnie na karaoke. Spojrzałam za siebie i zamiast dwóch dziewczyn zobaczyłam pustkę. Rozejrzałam się szybko- Lucy stała przy DJ'u, a Kels szła w moją stronę z piwem.
- Co robi Lucy? - spytała Kelsey podając mi piwo.
- Chciałam Cie o to zapytać.. bo ona raczej.. nie.. będzie.. śpiewać..- zwolniłam przy końcu zdania, a po chwili dodałam ożywiona
- Jezu! Ona mi wybiera piosenkę! - krzyknęłam, po czym chciałam pobiec do niej, ale usłyszałam:
- No dobrze! Zaczynamy zabawę, a teraz jako pierwsza zaśpiewa dla nas Lorey! Śliczną brunetke-DJ puścił mi oczko- zapraszamy na scenę!
W moją dłoń został wepchnięty mikrofon, a ja zostałam wniesiona-przez Mike, który nie wiem, kiedy się pojawił-na scenę. Stanęłam na środku i pomachałam do ludzi, spojrzałam na telewizor gdzie za za chwile pokazał się tytuł piosenki a zaraz po nim słowa.

-Dziękujemy Lorey za zaśpiewanie nowego hitu Justina Biebera As Long As You Love Me!
Zeszłam ze sceny z wielkim uśmiechem, po tym jak ludzie przestali bić brawa i wiwatować. 
- Lora, kochana, byłaś cudowna - powiedziała Mandy stając na przeciwko mnie. Jest jakoś dziwnie miła. Ona coś chce, ja to czuję.
 - Ymm.. dzięki - mruknęłam. Z trudem zignorowałam to, jak mnie nazwała. No jaka do cholery 'Lora'?! Mam na imię Lorey! L-O-R-E-Y!
 - Wybacz, ale pójdę poszukać dziewczyn - rzuciłam i nie czekając na odpowiedź, odeszłam. W końcu znalazłam dziewczyny. Siedziały przy barze obserwują kelnera i co chwilę chichocząc. Całe one...
 - Lo! - pisnęła Lucy, gdy zobaczyła, że się do nich zbliżam. 
- No laska! Musimy to opić - powiedziała Kelsey i uniosła do góry butelkę Jack'a Daniels'a. Zachichotałam, po czym odpowiedziałam:
 - Oczywiście 
Po wypiciu naszej nagrody dziewczyny zaciągnęły mnie na parkiet. Zaczęłyśmy się wygłupiać i robić różne wyzywają pozy. Oj, męskiej części klubu z pewnością to nie przeszkadzało. Później przyczepił się do nas jakiś szatyn, któremu spodobała się Lucy. Postawił nam kilka drinków i zniknął z nią gdzieś. Po jakimś czasie znalazłyśmy ich całujących się w kącie klubu, więc postanowiłyśmy, że damy im chwilę dla siebie. Chwiejnym krokiem udałam się znów na parkiet. Tym razem sama, bo Kelsey była zajęta podrywaniem kelnera. Mam cudowne przyjaciółki. Jedna liże się w kącie z poznanym niedawno chłopakiem, a druga podrywa barmana. A ja?! Zostanę sama...eh.. całe życie forever alone. Staję na środku parkietu i wczuwam się w lecący właśnie kawałek. W pewnym momencie czuję dłonie na swoich biodrach. Odkręcam się i widzę uśmiechniętą mordkę Mike.
 - Myślałam, że już poszedłeś - szepnęłam mu do ucha. 
- A chcesz żebym poszedł? - także szepnął, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.
 - Nie! - wypaliłam bez zastanowienia. - Znaczy tak.. nie.. no jak chcesz - chłopak zaśmiał się. Już nie kontrolowałam tego co mówię co oznacza, że jestem już nieźle wstawiona. 
- Hm.. czyli chcesz żebym został? - skinęłam nieśmiało głową. No zostań, no!
 - A jak bardzo chcesz? - zaczął się ze mną drażnić. 
- Tak bardzo, bardzo 
- A mogłabyś mi to udowodnić? – bez namysłu złapałam za koszulę Mike i przyciągnęłam go do siebie, po czym wpiłam się gwałtownie w jego usta. Bez żadnych sprzeciwów odwzajemnił pocałunek. Wplątałam palce we włosy bruneta i lekko za nie pociągnęłam, przez co z jego ust wydobył się cichy jęk. Chłopak przejechał językiem po mojej dolnej wardze, prosząc o pozwolenie, którego mu udzieliłam i po chwili nasze języki walczyły o dominację. Ciągnęłam mocniej za kosmyki włosów Mike, a on swoje dłonie położył na moim tyłku i lekko go ścisnął. Gdy się od siebie odsunęliśmy, zarzuciłam mu ręce na szyję i kołysaliśmy się w rytmie piosenki. Z tego co pamiętam to chyba później wróciłam do domu.
~*~



Cześć kochani! Oto kolejny rozdział na naszym blogu, który mam nadzieje że spodoba się tak jak wcześniejsze! Nie sądziłam że przy pierwszych dwóch rozdziałach będzie łącznie 15 komentarze o ile się nie mylę! Kocham Was! xx



CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ=ROZDZIAŁY SZYBCIEJ!

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 2

- Tsa.. wiem jak masz na imię, bo jesteś znany na całym świecie..-odpowiedziałam zniesmaczona.
- Tak, to prawda.. a ty ? Ty jak masz na imię? -zapytał.
- Lorey.. -odpowiedziałam oschle.
-Bardzo ładnie imię -uśmiechnął się -tak samo, jak jego właścicielka –dodał, a ja wytrzeszczyłam oczy.
-Taa.. dzięki? - odpowiedziałam nieco zmieszana i zaczęłam ruszać w drogę powrotną.
- cześć – rzuciłam, lecz Justin chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył, bo wbiegłam na hale, na której o dziwo znajdowało się jeszcze bardzo dużo piszczących dziewczyn. Podeszłam do przyjaciółki, która czekała na mnie w tym miejscu, co ją zostawiłam i biorąc pod rękę wyszłam na korytarz.
- Jak to było go dotykać? Jaki on jest? Rozmawiałaś z nim po koncercie? –zostałam zasypana pytaniami od dziewczyn, które zdążyły już nas otoczyć. Postanowiłam zrobić tak, jak to robię, gdy fotoreporterzy próbują wyciągnąć ze mnie jakieś fakty o współpracy mojego taty z jakąś gwiazdą. Ciągnąc przyjaciółkę za rękę zaczęłam się przepychać i krzyczeć "przepraszam! Musze iść! Śpieszę się! Jak chcecie o coś zapytać to na twittera : xLOREYx" Tak właśnie wygląda moja ucieczka z areny, a pod nią było jeszcze ciekawiej; wychodząc zauważyłam kilka płaczących dziewczyn, inne krzyczały, a jeszcze inne mówiły mi, że cieszą się moim szczęściem. One chyba nie rozumiały, że to co miało miejsce na koncercie to dla mnie nic.. większą radość sprawiło, by mi poznanie chłopaka mojej koleżanki Arianny Grande..
~*~
-Głupi dzwonek! –wrzasnęłam, gdy usłyszałam irytujący budzik i walnęłam w niego dłonią, przez co spadł na podłogę. Chcąc nie chcąc wstałam z mojego ciepłego łóżeczka i zakładając ciepłe kapciuszki powędrowałam do łazienki. Umyłam zęby, po czym przemyłam twarz zimną wodą. Wyszłam z toalety i sięgnęłam po uszykowane wczoraj ubrania. Podeszłam do toaletki, gdzie zaczęłam się malować. Fluid i korektor wylądowały na twarzy, a na rzęsach tusz, ozdobiłam jeszcze powieki grubymi kreskami i podeszłam do lustra. Wyglądałam dobrze. Miałam na sobie szorty z wysokim stanem w to wciągniętą koszulkę z napisem "KISS ME". Dobrałam do tego czerwone krótkie Conversy i kilka dodatków. Wzięłam plecak i zeszłam na dół, a przynajmniej próbowałam, bo na 3 stopniu się poślizgnęłam i wylądowałam na samym dole.
- Nie spadnij ze schodów! - krzyknął z kuchni tata.
- Dlaczego ty wszystko musisz mówić PO fakcie? - zapytałam rozmasowując swój obolały tyłek. Przeszłam przez korytarz i znalazłam się w przestronnej kuchni w odcieniach czerni i bieli-podobnie wyglądała reszta domu.
- Jak tam na koncercie? -zapytał.
- Hmm.. Jeśli chodzi o tego zadufanego typa to jestem na NIE, ale o samą muzykę.. no to nawet fajne kawałki - powiedziałam na jednym tchu, ponieważ na zegarku zobaczyłam godzinne 7:49
- Musze lecieć, bo się spóźnię! – rzuciłam i wybiegłam z domu. Zamknęłam drzwi i gdy miałam ruszać wpadłam na Mike'a.
- hej laska! -odparł mój przyjaciel.
- cześć -odpowiedziałam ruszając w stronę szkoły.
~*~
- Ej, bo tak ogólnie dziewczyny to dzisiaj możemy zrobić taki babski wieczór.. - rzuciłam pomysł stojąc oparta o szafki tak, jak Kels, Lucy i Mike.
- Tak! -pisnęła Kels klaszcząc w dłonie.
- Oki, mi też pasuje - zgodziła się Lucy.
- To przyjdźcie do mnie około 18 i zrobimy sobie wieczór z Plotkarą! – zaproponowałam, na co one przytaknęły. Po chwili ustalania tego, co dziewczyny mają przynieść powiedziałam do Mike:
- Mike nie patrz mi się na cycki, proszę?
- Nie patrzę na cycki tylko na napis.. ale swoją drogą gdybym lubił dziewczynki to są bardzo fajne - poruszył śmiesznie brwiami.
- Co takiego niezwykłego jest w tym napisie? To zwykłe "kiss me" –przeczytałam, a później stało się coś czego nigdy bym nie oczekiwała. Mike podszedł do mnie i przysuwając mnie do siebie pocałował. Lekko w szoku oddałam coraz głębszy przyjacielski pocałunek. Wiedziałam, że dla niego to nic nie znaczy, przecież jest gejem. Stając na palcach złapałam za jego włosy, które po chwili pociągnęłam, dzięki czemu chłopak mruknął mi w usta. Uśmiechnęłam się przez pocałunek i przesuwając językiem, po jego dolnej wardze poprosiłam o dostęp, którego mi udzielił. Nasze języki nie walczył, ale tańczyły w jednym wspólnym tańcu. Odstęp pomiędzy mną, a nim był tak mały, że nie wiem, czy dało, by się włożyć pomiędzy nas chociaż, by kartkę. Po krótkiej chwili oderwałam się od chłopaka i odwróciłam się do przyjaciółek, które niewzruszone zawzięcie o czymś dyskutowały. Poczułam oplatającą mnie rękę w pasie, a następnie pocałunek na czubku głowy. Uśmiechnęłam się delikatnie i tak wtulona w Mike'a poszłam do klasy, na następną nudną lekcje.
~*~
- Lorey! Postaraj się bardziej! - krzyknęła Van, jedna z pracownic w studiu. Wkurzyłam się, próbujemy nagrać jedną zwrotkę już chyba od godziny i zawsze im coś nie pasuje!
-Ja mam się postarać? - zapytałam przez mikrofon wskazując na siebie palcem - a to może wasza wina? To jest MOJA piosenka nie WASZA i to JA ją napisałam nie WY - krzyczałam gestykulując - to JA wymyśliłam słowa i to JA wymyśliłam muzykę! Więc nie wpieprzajcie mi się tutaj ze swoimi poprawkami! A teraz wychodzę wrócę później z tatą - dodałam ostrzejszym tonem, na co Van z Davidem pokiwali równo głowami. Odłożyłam słuchawki na miejsce i wyszłam z dźwiękoszczelnego pomieszczenia. Wychodząc z studia nagrań chwyciłam za mojego iPhona i zadzwoniłam do Mike.
- hej misia –usłyszałam, na co uśmiechnęłam się delikatnie. Mike i ja jesteśmy dla siebie, jak rodzeństwo, którego nie mamy. Nazywamy się pieszczotliwie i gdyby ktoś nie wiedział, że Mike jest innej orientacji, nie domyślił, by się, że nie jesteśmy parą.
- Widzimy się za 20 minut w kawiarni, kupisz mi pucharek – odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam.
~*~
- Jak to jest być gejem? -zapytałam mojego przyjaciela. Mike był chyba lekko zdziwiony, że zadałam to pytanie, ale odpowiedział:
- Hmm… to jest tak jak byś była dziewczyną.. znaczy nie! - dodał widząc moje spojrzenie.
- To tak jak.. oj no nie wiem.. po prostu tak jak Ciebie nie ciągnie do dziewczyn tak nie ciągnie mnie - próbował mi to wytłumaczyć.
- Mhm..ogólnie to którejś nocy myślałam o tobie..
- Ha! O mnie nie da się nie myśleć! Bo przecież jestem taki wspaniały! -poprawił swoją grzywkę i zaczął robić miny typu dziubek. Musze przyznać, że mój najlepszy przyjaciel to kretyn.
- Tak, jasne w każdej chwili życia myślę o twojej głupocie - posłałam mu zadziorny uśmiech,  na co on zrobił smutną minkę
- no ale wracając do tematu.. tak sobie leżałam i myślałam, że szkoda Ciebie marnować na chłopców..
- Od razu wiedziałem do czego to zmierza! - wydarł się na całą kawiarnie tak, że każdy na niego popatrzył. Wybuchłam śmiechem widząc jego speszenie. Mike nie lubi być w centrum uwagi, ale jakoś zawsze wychodzi na odwrót.
- No weź.. już nie śmiej się ze mnie.. jak przestaniesz to kupie Ci jeszcze jeden pucharek lodów grubasku – powiedział, na co ja momentalnie przestałam się śmiać. Mam słabość do lodów, co ja poradzę?
- Policzymy się jeszcze za tego grubaska! –rzuciłam, gdy chłopak odchodził od stolika, by kupić jeszcze jeden pucharek lodów.
~*~
*Godzina 16 tego samego dnia.*
- Co tam sobie mruczysz skarbie? -usłyszałam głos mojego taty zwracający się do mnie.
-Piosenkę z tego koncertu..
- Ooo! Naprawdę? To wchodź do studia i zaśpiewaj nam ją!
- Ale.. ale ja jej nie pamiętam! - skłamałam na poczekaniu.
- Oj Lorey, wiem, że pamiętasz, bo inaczej byś jej nie mruczała - Dlaczego on musi mnie tak dobrze znać? Wstałam z wygodnej czerwonej kanapy i weszłam do studia. Założyłam słuchawki na uszy i gdy usłyszałam, że mogę już śpiewać zaczęłam cytować słowa piosenki, które zapamiętałam z koncertu:
As long as you love me
As long as you love me
As long as you love me
We're under pressure,
seven billion people in the world trying to fit in.
Keep it together,
smile on your face even though your heart is frowning
But hey now, you know girl,
We both know it's a cruel world
But I will take my chances
Justin's POV
- Nooo, Scooter rusz się! Według tego co powiedziała nam sprzątaczka studio numer 126 powinno być za rogiem! - krzyknąłem prawie biegnąc do mojego menadżera. To nie będzie moja pierwsza płyta, ale cieszę się z nowej współpracy i to z jedną z najbardziej znanych wytwórni na świecie.
- Jest! - klasnąłem w dłonie skacząc. Zachowuje się, jak jakieś dziecko, które dostało właśnie cukierka..
But hey now, you know girl,
We both know it's a cruel world
But I will take my chances
Usłyszałem za drzwiami. Spojrzałem na Brauna, który też najwyraźniej był zdziwiony. Weszliśmy razem do pomieszczenia i każdy się na nas spojrzał. Przywitałem się z osobami będącymi tam i zwariowałem. Nie mogę nie śpiewać mojej piosenki, po porostu tak już mam. Nuciłem piosenkę i tupałem do rytmu. Dziewczyna, która śpiewała piosenkę stała tyłem do nas, miała na sobie dresy i luźną koszulkę sięgającą do połowy pleców. Prawie czarne włosy opadały na jej plecy.
- Ej, Justin - usłyszałem- jak chcesz to możesz wejść i śpiewać tam to próbę głosu będziesz miał załatwioną - spojrzałem na dość wysokiego faceta, który nazywał się Eric Collins-właściciel wytwórni. Tak serio to nawet nie zorientowałem się, kiedy wszedłem do pokoiku i zacząłem śpiewać.
Lorey's POV
I'll be your soldier
Fighting every second of the day for your dreams, girl
I'll be your Hova
You can be my Destiny's Child on a scene girl
So don't stress, don't cry
Oh, we don't need no wings to fly
Just take my hand
As long you love me
We could be starving,
We could be homeless,
We could be broke
As long as you love me
I'll be your platinum,
I'll be your silver,
I'll be your gold
As long as you
Lo lo lo lo lo lo lo lo lo lo love me, love me
As long as you
Lo lo lo lo lo lo lo lo lo lo love me, love me
- Dobrze, dziękuje - powiedziała Van przez mikrofon. Chciałam się odwrócić, ale czułam na sobie wzrok chłopaka stojącego za mną. To tak jakby onieśmielało mnie? Odłożyłam słuchawki na stojak i wtedy usłyszałam głos mojego taty:
- A może zaśpiewali byście w duecie?

~*~
Cześć wszystkim! Jak myślicie co odpowie

Lorey? Mam nadzieje że rozdział się podobał! xx
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ=ROZDZIAŁY SZYBCIEJ!


wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 1


- Muszę? - jęknęłam lekko przekręcając głowę na prawy bok. - Tak. Musisz. To jeden ze znanych wokalistów na świecie. Tylko pójdź i zobacz - odpowiedział mój ojciec, siadając obok mnie na sofie. Westchnęłam zaczesując dłonią kosmyk włosów za ucho, by lepiej dostrzec wyraz twarzy mojego taty. Nie był zadowolony, jak wtedy gdy przyszłam wstawiona tak bardzo, że aż nie pamiętałam swojego nazwiska. Cóż, koleżanka miała osiemnastkę i niby miałam przegapić taki melanż? - Powiedziałaś, że mi pomożesz - powiedział nagle tata, przerywając moje przemyślenia. Patrzył na mnie wyczekująco. Intensywność jego spojrzenia powoli zaczynała robić się irytująca, więc odwróciłam wzrok. - Chcę żebyś tam tylko poszła i oceniła - znów spojrzałam na tatę. - Chcesz żebym oceniła, tak? Jest to zadufany w sobie dupek, który myśli, że jak założy rurki to jest fajny. Starczy? - usta mojego tata złączyły się w wąską linię. Westchnął, po czym odpowiedział. - Lorey, wiesz przecież, że jest to dla mnie ważne- podniosłam się z sofy, jednocześnie biorąc kubek, który stał na ławie. - Skoro jest, aż tak ważne to sam pójdź - odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku kuchni. - Lorey Brooke Collins, jeszcze nie skończyłem - przewróciłam oczami, co pewnie nie zobaczył i odkręciłam się. - Pójdziesz na ten koncert i nie obchodzi mnie, czy tego chcesz, czy nie. Rozumiesz mnie? - wstał z sofy i zerknął na zegarek, który zawsze nosi na prawym nadgarstku. Przewróciłam oczami. - Rozumiem - odparłam krótko. - I nie przewracaj na mnie oczami tylko się szykuj bo za trzy godziny się zaczyna - dodał tata unosząc palec do góry. - Oczywiście. O niczym innym nie marzę - powiedziałam sarkastycznie i nie czekając na odpowiedź, weszłam do kuchni. ~*~ - Ej, co ty taka dziwna jesteś? - spytał Mike i dźgnął mnie. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Mike jest moim przyjacielem i Lucy. Taki tam nasz gey friend. Ale ćśś... - Myślę o tym koncercie - odparłam biorąc łyk mojej kawy. - Jakim koncercie!? - krzyknęła Lucy, a wszyscy ze Starbucksa spojrzeli się na nas. Kopnęłam ją w łydkę pod stołem. - Auć – syknęła jednocześnie próbując zabić mnie wzrokiem. Zaśmiałam się, po czym odpowiedziałam. - Fajnie wiedzieć, że mnie słuchasz. Mówiłam Ci już wcześniej, że tata każe mi iść na koncert jakiejś " gwiazdeczki " - Lucy posłała mi spojrzenie 'wtf?'. - Nie może jakiś jego pracownik pójść? – spytał Mike - Nie. Oni się nie znają i mój tata stwierdził, że ja lepiej wiem co się może spodobać nastolatką w moim wieku – odpowiedziałam, po czym przewróciłam oczami. – A kogo to koncert? - zapytała Lucy i zrobiła takie słodkie oczy. - Jakiegoś tam chłopaka - machnęłam lekceważąco ręką. - Nie wiesz na kogo koncert idziesz? - spytała rozbawionym głosem. - Nie pamiętam jak miał na imię, no - jęknęłam, na co przyjaciele się zaśmiali. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu oznaczający, że dostałam nową wiadomość. Przejechałam palcem po mojej nowiutkiej noki i odczytałam sms'a.
"Przypominam Ci, że za godzinne zaczyna się koncert. Będę musiał zostać dłużej w pracy, więc nie pójdziemy jutro do Zoo. Tata. "
Jęknęłam, gdy przeczytałam pierwsze zdanie. Musi mi ciągle o tym przypominać? Tak, na pewno dłużej w pracy, wcale nie jedzie do swojej kochanki. Zawsze chciałam iść do Zoo i mój tata powiedział, że mnie zabierze w sobotę. Jutro jest sobota. Wiem, że jestem dziwna, ale ja chce iść do Zoo, no. Tak, tak jestem rozpieszczona. Schowałam telefon do kieszeni i spojrzałam się na przyjaciół. - Ja muszę już iść. Za godzinne zaczyna się ten koncert- przewróciłam oczami- To co idzie ktoś ze mną? Przyjaciele w tym samym momencie wskazali na siebie. Prychnęłam i wstałam z miejsca. - Nie lubię was - pokazałam im język i ruszyłam w kierunku wyjścia. Usłyszałam za plecami " My ciebie też kochamy". Ignorując tą wypowiedź, pchnęłam drzwi i po chwili uderzyły we mnie promienie słoneczne. Skierowałam się w stronę metra, wcześniej ogarniając plan jak przekonać Kelsey żeby ze mną poszła. Kelsey to także moja przyjaciółka i siostra Lucy. Jest blondynką o mocno zielonych tęczówkach. Jej zawsze proste włosy sięgają do ramion. Nie ma żadnego przedziałka, czy tam sweet grzyweczki. Sięgnęłam do kieszeni po mój telefon i wybrałam numer przyjaciółki. - Hej, laska! - usłyszałam jej słodki głos, którego tak nienawidzi. - Cześć. Przyjdź za 30 minut pod mój dom - Hym? po co? - Jedziemy na koncert - Jaki koncert? O czym ty mówisz? - zaśmiałam się. - Na koncert pewnego piosenkarza. Oj, zobaczysz - A przystojnego? - przewróciłam oczami, chodź mogłam się domyśleć, że to będzie jej najważniejsze pytanie. - Oczywiście - To do zobaczenia - Pa - rozłączyłam się. Kelsey nienawidzi pop’u i rapu. Chyba nie będzie zła, prawda? ~*~ - Długo jeszcze? - jęknęła przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą. - Tak. Kelsey, strasznie marudzisz - z ust dziewczyny wydobyło się ciche prychnięcie. - Stoimy w tej kolejce już z kilka godzin - znów zaczyna. - 5 minut - odparłam z rozbawieniem. - Ale jesteś córką znanego i szanowanego założyciela wytwórni muzycznej i powinni Cię bez kolejki wpuścić - przewróciłam oczami. Nie lubię, gdy o tym mówi. Przecież to, że mój ojciec jest znany nie oznacza, że mam być jakoś specjalnie traktowana. - To powiedz to tym dziewczynom - wskazałam na grupkę dziewczyn przed nami. - One przynajmniej są normalne, a nie jak tamte - przyjaciółka wskazała na grupkę dziewczyn stojących przy plakacie. Jedna z nich całowała i to dosłownie plakat, a druga robiła zdjęcie. Pozostałe natomiast pozowały obok niej. Serrio? To ma być niby normalne? Po 20 minutach słuchania marudzenia Kelsey i tego, że mnie uszkodzi za to, że zabrałam ją na koncert jakiejś "gwiazdeczki", wreszcie weszłyśmy do środka. Zajęłyśmy wyznaczone miejsca i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu znajomych twarzy. Ale wszędzie siedziała nieznane mi dziewczyny i patrzyły jakoś dziwnie. Pewnie dlatego, że na koszulkach miały zdjęcie swojego bóstwa, a ja i Kelsey nie. Nagle na ekranie pojawiły się białe cyfry i zaczęło się odliczanie. Otaczające mnie dziewczyny z sekundy na sekundę piszczały coraz głośnie. Gdy skończyło się odliczanie, zgasło światło. Nagle pojawił się cień jakby jakiegoś ptaka. Usłyszałam pisk nastolatek w moim wieku, a nawet młodszych i "coś" wzniosło się do góry. Po chwili zapaliło się światło, a po ekranach zaczął przelatywać chłopak ze skrzydłami. Po kilku sekundach wybuchły ognie i ekrany zaczęły się rozsuwać, a zza nich wyleciał chłopak, na skrzydłach zrobionych z prawdziwych instrumentów. Stanął na scenie, a dwóch jak się domyślam tancerzy odpięło mu skrzydła. Chłopak krzyknął 'Let's go!' i już po chwili w głośnikach rozbrzmiała muzyka, a blondyn zaczął śpiewać pierwsze słowa: " You're beautiful, beautiful, you schould know it". ~*~ Od jakiś 30 minut słuchamy kolejnych piosenek i pisków dziewczyn. Coś czuje, że jutro będzie mnie boleć głowa. Muszę przyznać, że ma nawet ładny głos. Przyjemnie się go słucha. Przy niektórych słowach słychać charakterystyczną chrypkę, która sprawia, że piosenkę jeszcze przyjemniej się słucha. - Chcesz zostać OLLG? - zapytała nagle jakaś kobieta, moją przyjaciółkę. Kelsey podniosła dłonie do ust-widziałam w jej oczach szczęście mieszane z czymś czego nie umiem określić. - Bardzo bym chciała ale.. ale nie. Proszę wziąć ją -skierowała swój palec wskazujący na mnie. - Co? - sapnęłam. - No dobrze, to chodźmy - kobieta wzięła mnie pod rękę i zaczęła ciągnąc w stronę sceny. - O co chodzi? Gdzie mnie pani zabiera? - dopytywałam. - Oj kobieto..- zaczęła, po czym wytłumaczyła mi kto to jest OLLG i gdzie idziemy. - Co robicie? – spytałam, gdy dwoje tancerzy złapało mnie za dłonie ciągnąc na scenę. Odpowiedzi jak zawsze nie uzyskałam. Ale za to stałam teraz na środku wielkiej sceny przed tysiącami osób. Co mam robić? Spojrzałam zdezorientowana na tancerzy, którzy chyba załapali, że nie wiem co mam robić, więc podprowadzili mnie do "tronu" zrobionego z głośników. Po chwili nie czułam już rąk i stałam sama rozglądając się i szukając czyjejś pomocy. Wtedy go zobaczyłam- bożyszcze wielu nastolatek szło do mnie tanecznym krokiem. Uśmiechnęłam się delikatnie, gdy złapał moją dłoń i usadził na tronie. Usłyszałam pisk-głośniejszy i dłuższy-gdy chłopak przejechał dłonią po moim policzku. Zdziwiłam się na mój odruch- ujęłam jego dłoń i w pewnym sensie złączyłam nasze palce. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko, po czym przylegając do mnie ciałem-zrobiło się tak jakoś nagle gorąco- chwycił rzecz leżącą za mną i nałożył mi ją na głowę. Jak się okazało "tajemniczą" rzeczą był wianek z fioletową wstążką. Do końca piosenki wpatrywałam się w jego czekoladowe oczy, a później tak po prostu zostałam wyprowadzona ze sceny. - Mogę już iść? -zapytałam kobiety, która mnie tu przyprowadziła. - Niestety nie. Nasza gwiazda -wskazała na scenę za sobą – poprosiła, abyś jeszcze chwile została - kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i zsuwając się po ścianie, w końcu usiadłam na podłodze. - Dziękuje Nowy Jorku! - usłyszałam i po chwili ujrzałam Go schodzącego ze sceny. Wstałam z podłogi otrzepując getry z niewidzialnego pyłu, po czym nieśmiało podeszłam do chłopaka pijącego wodę. - Podobno prosiłeś, abym została jeszcze chwilkę.. czego chcesz? - zapytałam. On uśmiechnął się odkładając pustą butelkę po wodzie i odpowiedział wymijająco: -Jestem Justin.. Justin Bieber

~*~
Mamy nadzieje że rozdział się podoba:)
Następny powinien się pojawić za 2 dni:)
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ=ROZDZIAŁY SZYBCIEJ!